Jak i kiedy zaczęła się moja historia z szyciem?

Gdy byłam mała, każde wakacje spędzałam u babci, która szyła mi wtedy ubrania. Pamiętam też, że gdy zbliżała się uroczystość rodzinna typu wesele, to babcia obszywała wtedy siebie, moją mamę i mnie. Nie chodziłyśmy po sklepach w poszukiwaniu sukienek. Szukałyśmy idealnego materiału. Potem przychodził czas szycia, przymiarek, prucia i potem znowu szycia. Bardzo mnie to wszystko interesowało i potrafiłam patrzeć godzinami jak babcia szyje. To wtedy rodziła się moja pasja do szycia. Nie wiedziałam jeszcze, że będę chciała się tym zajmować w przyszłości.
Z czasem wspólnego szycia z babcią było coraz mniej aż w końcu zniknęło na wiele lat. Swoją pierwszą maszynę do szycia dostałam na urodziny od męża. Podstawowy model Łucznika w kwiatki – tak, to było kluczowe przy wyborze modelu 🙂 Próbowałam szyć przez chwilę, udało mi się nawet uszyć kocyk minky, ale maszyna poszła w odstawkę, gdy pojawiły się dzieci.
Sytuację zmienił covid i lockdown. Po którymś tygodniu siedzenia w domu, potrzebowałam jakiejś odskoczni. I tutaj z pomocą przyszedł Facebook, który zaczął mnie bombardować reklamami pewnej szkoły szycia. Weszłam, kupiłam pierwszy kurs i poszło. Na pierwszy ogień poszły ubrania dla dzieci: t-shirty, bluzy i spodnie. Zauważyłam, że już nawet pierwsze ubrania, które uszyłam (a brakowało im wtedy dużo do ideału) jakościowo biją na głowę te, które kupowałam w sieciówkach. Przede wszystkim szwy się nie kręciły! To jest coś, co mnie od zawsze denerwuje w t-shirtach. Przeglądanie materiałów i dobieranie połączeń kolorystycznych zaczęły mi sprawiać radość a efekt, jaki wywoływał odszyty gotowy produkt i świadomość, że jest to unikalna rzecz, dawały wielką satysfakcję.
Po 9 latach pracy w branży e-commerce (kto by pomyślał?) przyszedł czas na zmiany. Tak oto jestem w tym miejscu – prowadzę własny sklep online z uszytymi przez siebie ubraniami. I zapraszam Was do świata Seamee.



o niebanalnym designie